13 Jan 2010

A love find you


5 Jan 2010
Findlay Brown - Love Will Find You (Verve Forecast)








Nie trzeba bylo czekac na pierwsze znaki. Mowisz i masz. Czarny Elvis jest juz z nami. Chyba jeszcze nie zdefiniowalem idei Czarnego Elvisa. To oczywiscie w kategoriach walki dobra ze zlem. Elvis z 69 w czarnych skorach z gitara babilonu wyspiewuje swym nieziemskim glosem przecudowne piosenki. Pod pieknem czai sie jednak zlo. Psychologiczne rozdarcie. Odwieczny dylemat. Bog i Szatan, Dobro i Zlo, Wojna i Pokoj. Czy czlowiek, czy swiat, nie moze byc tylko dobry? Czy Bog moglby istniec bez Szatana? Czy cale opisanie swiata przez czlowieka jest tylko efektem jego wlasnej dualnosci psychologicznej? Hybrydy, rozumu z atawistycznymi instynktami. Czy to jednak Charles Darwin ma racje, a my po prostu nie dajemy sobie z tym rady. Chi, chi. Do takich refleksji prowadzi sluchanie FB. Dla uzupelnienia nagral ta plyte z BB (Bernard Butler). Tego dowiaduje sie wlasnie piszac te slowa. Czarny Elvis w swoich Suede butach. To czysta perwersja! Za to uwielbiam ta plyte. A przyznam sie, ze nie sluchalem jeszcze poprzedniej Separated by the Sea, ale wiem ze nie spotka mnie rozczarowanie : ) FB w swym Mystery Tour dotarl do zrodla z ktorego czerpal Elvis. No bo Elvis chyba nie byl Bogiem, wiec zrodlem zarazem. W koncu Bog nie istnieje. Ta koncepcja jest niedopracowana, chi, chi, ale jezeli osadzimy ja w ontologii buddyjskiej, mozna to jakos zmiescic. Wiec Elvis byl kims w rodzaju demiurga, ktory przy pomocy swych talentow i totalnego narkotycznego tripu dotarl do zrodla... soulu? nie... moze to nie byl soul, cos jak to. Prosze wybaczyc moja niewiedze, ale jestem kompletnym ignorantem. Wiec FB, juz zmierzajac do konca tych wynurzen, chi, chi, chi, po prostu rowniez tam dotarl i... to piekne jest.

No comments:

Post a Comment